środa, 29 lipca 2015

projekt drugi, dzień szósty: fizyczna niemoc.

Poległam. Straciłam chęć i ochotę do wszystkiego, zaczynając na życiu, przechodząc przez studia i kończąc na życiu. W piętnaście minut wymyśliłam pięć sposobów na szybkie i mniej lub bardziej bolesne samobójstwo. Kreatywności nie da się we mnie zabić, w przeciwieństwie do całej reszty MNIE. 

Nie pisałam długo, bo ponad miesiąc. Wiem. Moje życie nabrało takiego rozpędu, że zderzenie z napotykanym murem było bardzo, bardzo bolesne. Rozpędzony pociąg, który wbił mnie w ścianę, wciąż mnie w nią wgniata, a ja nie umiem poradzić sobie z tym bólem.

Rozpadam się na części. 

Szczęście przychodzi i odchodzi. Moje było krótkim fajerwerkiem, szybkim rozbłyskiem na niebie, który od razu zgasł, a mnie znowu pochłonęła ciemność. Głęboka czerń, sprawiająca ból psychiczny, tak silny, że odczuwalna jest również fizyczna niemoc. Bezsilność atakująca ze wszystkich stron nie pozwala się na niczym skupić. Podcięte skrzydła bolą tak bardzo, że nie pozwalają na ponowne uniesienie. Opadam, gdy tylko próbuję się unieść. 

Umieram.